Myśliwy poszedł polować na niedźwiedzie. Skrada się, skrada… Nagle czuje, że ktoś go klepie w ramię. Patrzy – niedźwiedź!
– A ty tu czego? (mówi niedźwiedź). Pewno polować na niedźwiedzie?
– Nie-no, skąd… ptaszki oglądam…
– Dobra-dobra… a ta flinta na niedźwiedzie, to niby po co? Wiesz – w moim lesie jest taka zasada, że kto da się podejść od tyłu, to musi dać od tyłu. Wtedy ma szansę ujść z życiem. No to ściągaj portki.
Stało się tak, jak zarządził niedźwiedź. Myśliwy jak niepyszny wrócił do chaty i postanowił sobie solennie, że następnym razem musi bardzo uważać i często oglądać się za siebie.
Niestety, również dał się podejść i skończyło się jak wyżej.
Za trzecim razem już bardzo uważał, miał oczy dookoła głowy, ale znów niedźwiedź go zaszedł od tyłu i mówi:
– Coś mi się wydaje, że ty faktycznie nie przychodzisz tu polować!